Zamachowiec-samobójca, wojownik-samobójca… Wypowiedzenie tego słowa przywołuje obrazy eksplozji, śmierci setek ludzi, niezrównanego okrucieństwa i być może szczególnego bohaterstwa japońskich żołnierzy, którzy walczyli w II wojnie światowej. Nazywano ich „kamikaze”.
Kim naprawdę byli ci faceci? Banzai, przyjaciele! Oferujemy zanurzenie się w tradycjach samurajskich i Kodeksie Bushido z tamtych lat.
Pochodzenie słowa
Wnuk Czyngis-chana, niejaki Kubilaj, podjął dwie próby podboju Japonii, począwszy od 1274 roku. Co zaskakujące, obie inwazje nie powiodły się, dzięki sztormom, które rozproszyły mongolskie okręty. Według legendy sam cesarz kraju Wschodzącego Słońca, obawiając się nieuchronnej klęski, udał się na pielgrzymkę do miejscowych bogów, mając nadzieję, że zapobiegnie kłopotom ze swojego kraju. Dlaczego Japończycy spodziewali się porażki? Wszystko jest proste. Mongołowie bili ich na każdym spotkaniu. Jednak pokonują wszystkich.
Najwyraźniej niebiańscy słyszeli monarchę, wysyłając „Boski Wiatr”. Minęło kilka stuleci, Japonia ponownie znalazła się na skraju miażdżącej klęski, już w czasie II wojny światowej. Tutaj imperialni ideolodzy przypomnieli sobie termin „kamikaze”. Nowi żołnierze-samobójcy staną się „Boską Opatrznością”, która ocali kraj przed inwazją wroga. A teraz tysiące nieustraszonych samobójców atakuje siły sojusznicze z powietrza i morza, taranują samoloty, wysadzają się w powietrze na naprowadzanych minach.
Obyś miał dziesięć tysięcy lat długiego życia
„Banzai” to japoński okrzyk bojowy, który oznacza życzenie tych tysiącleci. Ideologia samurajów zawarta jest w Kodeksie Bushido i polega na tym, że żołnierz musi być zawsze gotów umrzeć za cesarza. On, kod, zaczyna się tak: „Ścieżka samurajów prowadzi do śmierci…”. I chociaż te aksjomaty zostały po raz pierwszy sformułowane w XVIII wieku, ich kolekcja (Hagakure) została przedrukowana w 1940 roku, wydana każdemu japońskiemu żołnierzowi.
Nie można powiedzieć z całą pewnością, czy ta broszura wpłynęła na wściekłość i nieustraszoność bojowników, ich niechęć do poddania się… A może był to strach przed okrucieństwem Amerykanów, którzy obiecali powiesić każdego japońskiego żołnierza, który wpadł w ich ręce. Fakt pozostaje faktem: jeśli w Europie ponad pięć milionów żołnierzy niemieckich poddało się aliantom, to w regionie Pacyfiku ich liczba wynosiła około 250 000 osób.
Jeden samolot, jeden statek
W połowie 1943 roku japońskie dowództwo doszło do rozczarowującego wniosku: Amerykanie ich ogrywali. Problem polegał na tym, że Stany Zjednoczone mogły sobie pozwolić na zrzucenie wielokrotnie większej liczby bomb na cele, niż było w arsenale armii cesarza. Musiałem improwizować. Wtedy narodziła się idea „żywych pocisków”, w której pilot i samolot stały się jedną bombą kierowaną. Koncepcja została przetestowana w październiku 1944 roku, kiedy japoński kontradmirał osobiście staranował amerykański lotniskowiec Franklin. Boski Wiatr odrodził się na nowo.
Początkowo samobójcze ataki tokko nie zostały rozpoznane. Jednak straty Japończyków rosły, zaczęły przybierać katastrofalne rozmiary. Następnie premier Japonii Hideki Tojo zarządził utworzenie „jednostek specjalnych”. Ich główną bronią były samoloty bojowe Zero, Oscar, Cates, samoloty innych typów, w tym ciężkie bombowce.
Taktyka była następująca: zbliżyć się jak najbliżej wroga, strzelać z amunicji samolotu lub zrzucić wszystkie bomby. Po tym, jak pilot rzucił swoim samochodem, staranował najbliższy cel. Co ciekawe, wszyscy kamikadze musieli być ochotnikami. W ten sposób cesarz Hirohito mógł uniknąć oskarżenia o zbrodnie wojenne, a nawet twierdzić, że nie ma wiedzy o planach swojej kwatery wojskowej.
Kamikaze naród
W marcu 1945 r. rząd Japonii uchwalił ustawę o przybyciu ochotników. Zgodnie z dokumentem wszyscy mężczyźni w wieku od 15 do 60 lat, wszystkie kobiety w wieku od 15 do 40 lat zostali przeszkoleni w posługiwaniu się prostą bronią i materiałami wybuchowymi. Wszyscy zostali kamikaze. Armia też nie stała na uboczu.
Japońska marynarka wojenna miała w swoim arsenale szybkie łodzie (Ocean Shaker), zdolne do rozpędzania się do 55 km/h (30 węzłów). Na dziób załadowano do 250 kg. materiały wybuchowe, często wzmacniane rakietami. Łodzią sterował pilot-samobójca, który miał staranować wrogi statek z pełną prędkością, wysyłając go na dno.
Kierowane przez człowieka torpedy Kaiten (Powrót do Nieba) były gotowe do użycia. Są to bardzo niezawodne i potężne pociski tlenowe, o głowicy bojowej do pół tony, osiągające prędkość do 100 km/h. Pilot zamknięty w cylindrze nie miał już możliwości wydostania się z niego, nawet jeśli jego misja się nie powiodła. Dla takiego wyniku przewidziano mechanizm samozniszczenia.
Podobnie zachowały się miniaturowe okręty podwodne Kiaryu (Smok Morski), powstały oddziały samobójców, powstały sterowane przez człowieka odrzutowe pociski manewrujące „Oka”… Generalnie Japończycy gruntownie przygotowali się do inwazji. Jednocześnie ustawa o poborze ochotników w ogóle nie zmieniła ludzi w regularne oddziały. Nie mieli nawet mundurów. Tak więc każdy napotkany przez okupanta chłop mógł okazać się cywilem lub kamikadze.